Archive for Kwiecień 2015

Steven Wilson – Hand. Cannot. Erase.

25 kwietnia, 2015

steven_wilson___hand_cannot_erase

Steven WilsonHand. Cannot. Erase. (2015) Kscope

smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar0smoothstar0

Najnowsza płyta Stevena Wilsona „Hand.Cannot.Erase.” jest poświęcona kontaktom międzyludzkim, które coraz częściej stają się powierzchowne, przypadkowe i urywane Krążek został zainspirowany przypadkiem młodej Brytyjki Joyce Vincent, która zmarła we własnym mieszkaniu w 2003 roku, jednak jej ciało zostało odkryte dopiero trzy lata później. Joyce Vincent miała rodzinę, znajomych, sąsiadów, jednak jej zniknięciem nikt się nie zainteresował. Steven Wilson przemyślał całą sprawę i wraz z czołowymi muzykami z kręgu rocka progresywnego przystąpił do pracy. Artysta wraz ze swoją grupą, chórem oraz skrzypkami London Session Orchestra nagrał album w stylu podręcznikowym. Płyta „Hand.Cannot.Erase.” jest wypełniona pięknymi utworami, takimi jak: „Hand Cannot Erase”, „Perfect Life” czy „Regret #9”, jednak żaden z tych utworów nie zapada szczególnie w pamięć. Krążek nie zawiera nowych rozwiązań i nie zaskakuje słuchaczy. Album „Hand.Cannot.Erase” na pewno ucieszy ludzi słuchających głównie rocka progresywnego, jednak pozostali słuchacze mogą poczuć się nieco rozczarowani przewidywalnością i wtórnością krążka.

David Bowie – Low

20 kwietnia, 2015

davidbowielow

David BowieLow (1977) RCA

smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar2

01. Speed of Life – 2:47
02. Breaking Glass – 1:52
03. What in the World – 2:23
04. Sound and Vision – 3:03
05. Always Crashing in the Same Car – 3:33
06. Be My Wife – 2:56
07. A New Career in a New Town – 2:53
08. Warszawa – 6:23
09. Art Decade – 3:47
10. Weeping Wall – 3:28
11. Subterraneans – 5:39

 

Idiota

Europa okazała się bezpieczną przystanią dla Davida Bowie po pobycie w Stanach Zjednoczonych. Artysta w 1976 roku wraz ze swoim obłąkanym towarzyszem niedoli Iggym Popem, wylądował najpierw we Francji, a później w Berlinie. Przede wszystkim muzycy odrzucili większość używek. David Bowie w trakcie nałogu kokainowego totalnie nad sobą nie panował, miał rozliczne halucynacje i zmiany nastroju, natomiast u jego towarzysza Iggy’ego Popa lekarz stwierdził zaburzenia afektywne dwubiegunowe. Odrzucenie narkotyków oraz rzucenie się w wir pracy było dla artystów koniecznością. Gdyby muzycy nie zapanowali nad swoimi demonami, najprawdopodobniej podzieliliby losy takich gwiazd rocka jak: Jimi Hendrix, Kurt Cobain, Amy Winehouse czy Ian Curtis z grupy Joy Division, który przed śmiercią słuchał płyty „The Idiot” Iggy’ego Popa.

„The Idiot” był pierwszym albumem, którym zajął się Bowie po przyjeździe do Europy. Brytyjczyk nie tylko wyprodukował album Popa, ale również pomógł koledze w pisaniu i komponowaniu piosenek. Debiutancki krążek wokalisty The Stooges jest dziełem wybitnym, jednak to nagrany chwilę później krążek Bowiego „Low” został uznany za jeden z najważniejszych albumów nagranych w latach 70. „Low” znajduje się nie tylko jako jeden z pięciu studyjnych albumów Davida Bowie na liście 500 największych płyt w historii magazynu Rolling Stone, ale również został uznany za najlepszy album lat 70. przez dziennikarzy wortalu muzycznego Pitchfork.

Wypadek samochodowy

Jedenasty studyjny krążek Bowiego wypełnia dość nietypowa muzyka. Angielskiego piosenkarza coraz bardziej interesowała scena niemiecka. Bowie chciał nawet zaprosić do studia nagraniowego Michaela Rothera z grupy Neu!, jednak z powodu sabotażu niemieckojęzycznej ekipy RCA nie doszło do współpracy obu muzyków. Pod koniec nagrań do studia przyjechał za to Brian Eno, muzyk który miał niezwykle istotny wpływ na kształt i brzmienie całego albumu.

Brytyjski pianista i kompozytor był w latach młodości niezwykłym wizjonerem oraz członkiem zespołu Roxy Music. Artysta odszedł z zespołu, bo nie mógł dojść do porozumienia z wokalistą  grupy Bryanem Ferry, który pchał ją według Eno w mało ambitnym, popowym kierunku.

W 1975 roku Eno przeżył poważny wypadek samochodowy, przez który o mało nie został kaleką. W tym ciężkim okresie życia, przykuty do szpitalnego łóżka, artysta wymyślił nowy gatunek muzyczny – ambient. To właśnie płytą Briana Eno „Discreet Music” z 1975 roku Bowie tak się zachłysnął, że naturalną koleją rzeczy było zaproszenie klawiszowca do współpracy.

Pęknięte szkło

Gdy Eno przyjechał do studia nagraniowego, pierwsza część płyty „Low” była gotowa. Piosenki, które były przygotowane stanowiły według krytyków połączenie zimnej instrumentacji z żywiołowym, namiętnym, rhythm and bluesowym brzmieniem sekcji rytmicznej. „Breaking Glass” opowiada o rozpadzie małżeństwa Davida. Państwo Bowie mieli w 1976 roku nowych partnerów, jednak gdy żona muzyka Angela odwiedziła artystę w studiu nagraniowym wraz ze swoim nowym chłopakiem Royem Martinem, David Bowie wpadł we wściekłość. Producent płyty Tony Visconti oraz pozostali artyści w studiu próbowali załagodzić sytuację i rozdzielali krewkich panów. Skończyło się na rozbitej porcelanie, o czym opowiada tekst piosenki. Utwór zawierający jedną z najwspanialszych solówek gitarowych w historii „Always Crashing in the Same Car” odnosi się z kolei do wypadku Bowiego w Szwajcarii, w którym artysta rozbił swojego Mercedesa.

Wizyta w Warszawie

„Low” jest jednak przede wszystkim albumem, który zapalonym melomanom kojarzy się z kawałkami znajdującymi się na drugiej stronie czarnego krążka. Podstawą w głównej mierze instrumentalnych kompozycji wypełniających tę część albumu są utwory napisane przez Bowiego na potrzeby filmu „Człowiek, który spadł na Ziemię”. Kompozycje jednak nie zostały wykorzystane w filmie Roega. To nie jedyny związek jedenastej płyty Bowiego z tym filmem. Na okładce krążka „Low” znajduje się plakat z filmu „Człowiek, który spadł na Ziemię”. W brzmienie i charakter drugiej części „Low” bardzo dużo wniósł Brian Eno wraz z swoim syntezatorem EMS. Przede wszystkim członek oryginalnego składu Roxy Music jest współautorem ważnej dla Polaków kompozycji „Warszawa”. Została ona zainspirowana wizytą artysty w stolicy Polski w 1973 roku.

Najpiękniejszym utworem na „Low” jest bez wątpienia ambientowy numer zamykający płytę „Subterraneans”, silnie nawiązujący do klasycznej kompozycji Edwarda Elgara „Nimrod”. Największym powodzeniem cieszył się jednak utwór „Sound and Vision”. Jest on oparty na silnie zapadającym w pamięć gitarowym riffie, zawierający piękne partie syntezatorów i beznamiętny, hipnotyzujący wokal Bowiego. Kawałek doszedł do 3. miejsca brytyjskiej listy przebojów i zawsze był umieszczany na płytach Davida zawierających największe przeboje artysty.

Podsumowanie

„Low” jest świetnym albumem, uważanym przez wielu krytyków za szczytowe osiągnięcie artystyczne Davida Bowiego. Pod koniec lat 70. krążek nie cieszył się jednak takim powodzeniem jak dzisiaj. Szefowie wytwórni RCA po jego usłyszeniu byli wściekli i nie chcieli go wydać w takiej formie. Album zawierający długie, zainspirowane muzyką ambient, instrumentalne kompozycje oraz parę numerów zawierających śladowe ilości wokalu Davida, był dla ludzi z RCA czymś nie do przyjęcia. Szefowie wytwórni prosili Bowiego, aby popracował jeszcze nad materiałem. Muzyk nie ugiął się jednak pod żądaniami RCA i płyta bez żadnych poprawek ujrzała światło dzienne w styczniu 1977 roku.

 

Sufjan Stevens – Carrie & Lowell

15 kwietnia, 2015

sufjan_stevens__carrie_and_lowell

Sufjan StevensCarrie & Lowell (2015) Asthmatic Kitty

smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar0smoothstar0

Starzy mistrzowie powoli ustępują miejsca młodym. Bob Dylan oraz Paul Simon przekroczyli 70 lat i choć dalej są obecni na rynku muzycznym ciężko oczekiwać od nich, aby w dalszym ciągu wydawali albumy, które wywołają rewolucję w świecie muzyki rozrywkowej. Miejsce doświadczonych wygów przejmują tacy twórcy jak Sufjan Stevens, który ma już na koncie dwie płyty, które zapisały się złotymi zgłoskami w muzyce pop: „Illinois” z 2005 roku oraz „The Age of Adz” z 2010 roku.  „Carrie & Lowell” to pierwszy studyjny album sygnowany imieniem i nazwiskiem artysty od czasu „The Age of Adz”. Amerykanin w tym czasie nie próżnował. Tworzył hip-hop, wydawał kolędy, a także z kolegami z Brooklynu Nico Muhlym i Bryce Dessnerem nagrał klasyczne utwory poświęcone planetom. W międzyczasie zmarła matka artysty Carrie, której poświęcone jest najnowsze wydawnictwo Sufjana Stevensa. W tytule płyty pojawia się również imię ojczyma piosenkarza, z którym muzyk nawiązał bliższe relacje. To właśnie z Lowellem Bramsem, Sufjan stworzył wytwórnię Asthmatic Kitty.

„Carrie & Lowell” to najbardziej osobiste dzieło artysty. Płyta jest niezwykle wyciszona i zawiera nagrania zakorzenione w muzyce folk. Jest niezwykle oszczędnie zaaranżowana i pozbawiona eksperymentów. Najnowszy zestaw piosenek przygotowanych przez Sufjana Stevensa ma swoje atuty, do których na pewno należy ukazanie najdelikatniejszych punktów duszy muzyka. Dzięki najnowszej płycie amerykańskiego piosenkarza słuchacze mają możliwość poznania najbardziej intymnych i bolesnych historii z jego życia. „Carrie & Lowell” ukazuje jak na dłoni, jak trudne i nietypowe były relacje muzyka z rodzicami. Matka Sufjana zmagała się alkoholizmem oraz schizofrenią. Nie potrafiła poradzić sobie z wychowaniem syna, dlatego zostawiła go, jak był dzieckiem. W młodości Sufjan odwiedzał ją jedynie na wakacjach. Najnowsze dzieło artysty jest płytą, którą muzyk nagrał dla samego siebie. „Carrie & Lowell” to emocjonalne rozliczenie z demonami z przeszłości Stevensa.

Muzycznie ten album nie jest zły, jednak jest to dzieło trudne w odbiorze, monotonne. Płyta zadowoli głównie i wyciśnie łzy z fanów muzyki folk, lubiących jednocześnie dokładnie analizować słuchane przez siebie piosenki. Warto dodać, że piosenki zawarte na „Carrie & Lowell” są porównywane z wierszami jednego z najbardziej uznanych polskich poetów Tadeusza Różewicza, umieszczonymi w tomiku „Matka odchodzi”.

„Carrie & Lowell” to krążek ,który otrzymał niezwykle wysokie noty od krytyków. Na portalu metacritic średnia albumu wynosi aż 90 punktów na 100 możliwych, natomiast recenzent portalu „Pitchfor”k stwierdził, że jest to najlepsza płyta amerykańskiego barda. „Carrie & Lowell” jest jednak dziełem nie dla wszystkich, zadowoli jedynie smakoszy gustujących w ascetycznych, akustycznych piosenkach, opowiadających o trudnych stronach życia. Pozostali odbiorcy raczej nie strzelą sobie w łeb po przesłuchaniu tej płyty, ponieważ Sufjan Stevens to już pewnego rodzaju marka, artysta, który wydaje utwory na pewnym, dość wysokim poziomie, ale zachwyceni „Carrie & Lowell” raczej nie będą.

David Bowie – Station to Station

10 kwietnia, 2015

station_to_station

David BowieStation to Station (1976) RCA

smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar2smoothstar2

1. Station to Station – 10:11
2. Golden Years – 4:00
3. Word on a Wing – 5:59
4. TVC 15 – 5:31
5. Stay – 6:13
6. Wild Is the Wind – 6:00

Dziesiąty studyjny album w karierze Davida Bowiego „Station to Station” jest najwybitniejszym krążkiem nagranym przez artystę w Ameryce, choć w tym miejscu warto wspomnieć, że okres amerykański w twórczości piosenkarza był silnie naznaczony kokainą oraz dymem nikotynowym.

Człowiek, który spadł na Ziemię

Nagrania ukazały się na rynku niedługo po premierze filmu Nicolasa Roega „Człowiek, który spadł na Ziemię”.  Bowie zagrał w nim główną rolę . Artysta wcielił się tutaj w humanoida, który przybywa na Ziemię w poszukiwaniu wody dla swojej umierającej planety o nazwie Anthea. Kosmita pod ludzkim przebraniem jako Thomas Newton zdobywa fortunę. W trakcie swojego pobytu na Ziemi nabywa jednak też ludzkich cech i nawyków, takich jak: egoizm, chciwość i alkoholizm, przez co nie jest w stanie wykonać zadania.

Ten alegoryczny dramat science-fiction jest obrazem kultowym.  Stało się tak głównie dzięki kapitalnej roli muzyka. David Bowie stworzył bowiem w tym filmie niezwykle sugestywną kreację wyalienowanej, dziwacznej postaci z innej galaktyki. W jej stworzeniu muzykowi pomógł nie tylko ekstrawagancki styl bycia gwiazdy rocka oraz androgyniczny wygląd, ale również pogłębiające się uzależnienie od narkotyków.

Papierosy Marlboro i czerwona papryka

David Bowie po przyjeździe na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych zamieszkał w willi swojego kolegi po fachu Glenna Hughesa – basisty formacji Deep Purple. Był to bardzo dziwny i neurotyczny czas w życiu gwiazdora. Biografowie artysty podkreślają, że piosenkarz w domu Hughesa doprowadził do ekstremum dekadencki styl życia, z którego wcześniej był znany. Piosenkarz w połowie lat 70. w miewał stany lękowe, cierpiał na nerwicę i depresję, a także miewał rozliczne halucynacje. Częściowo było to spowodowane charakterem artysty, ale duży wpływ na tę sytuację miały też używki. Otumaniający dym unoszący się z mocnych papierosów Marlboro, wciągana bez taryfy ulgowej kokaina oraz ekstremalna dieta składająca się podobno wyłącznie z mleka oraz czerwonej papryki przyczyniły się do szaleństwa artysty. Bowie dryfował w tym czasie w zupełnie innej rzeczywistości niż wszyscy dookoła.

Naziści

Glenn Hughes wspominał, iż nie sposób było się z nim porozumieć. Ilekroć członek Deep Purple próbował rozpocząć z Davidem rozmowę, temat zawsze schodził na nazistów, którymi brytyjski piosenkarz był wówczas zafascynowany. Muzyk naczytał i naoglądał się wielu rzeczy na temat II wojny światowej, ideologii hitlerowskiej oraz III Rzeszy. Doszło nawet do tego, iż w jednym z wywiadów porównał Adolfa Hitlera do Micka Jaggera. Twierdził, że wódz III Rzeszy był tak niezwykle charyzmatyczną postacią, że można go porównać z gwiazdami rock ‚n’ rolla. Oczywiście to stwierdzenie wywołało niemałe kontrowersje. Skandal wywołało również hitlerowskie pozdrowienie Davida Bowiego w trakcie promocji płyty „Station to Station” na dworcu kolejowym Victoria w Londynie, sfotografowane przez dziennikarzy „NME”.

Okultyzm

Największą obsesją Bowiego był jednak okultyzm. Muzyk w tamtym czasie niejednokrotnie podejmował temat zdjęcia z niego klątwy. Według piosenkarza czarownice czyhały na jego spermę po to, aby spłodzić dziecko, a następnie złożyć je w ofierze Szatanowi. Motyw został oczywiście zapożyczony z klasycznego horroru Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary”, jednak David Bowie w młodości bardzo serio traktował tego typu tematy. Warto dodać, iż podczas pierwszej trasy Ziggy’ego Stardusta domagał się przeprowadzenia egzorcyzmu basenu w swojej rezydencji! Zatem nic dziwnego, że w okresie największego uzależnienia od używek obsesje i lęki artysty się nasiliły.

David Bowie i jego niesamowite dzieło sztuki

Nie tylko okoliczności powstania czynią album „Station to Station” dziełem wyjątkowym. Wydany w styczniu 1976 roku krążek wypełnia najwyższej próby muzyka! Piosenki zawarte na płycie są nawet lepsze niż na albumach nagranych z Pająkami z Marsa. David Bowie mimo wszystkich problemów, jakie miał podczas sesji nagraniowej do tego albumu pozostał profesjonalistą w stu procentach, tak jak podczas zdjęć do „Człowieka, który spadł na Ziemię” zresztą.

Co prawda pomysł, aby utwory nagrywać w pokoju bez zegarów i okien, ale za to z łóżkiem, był szalony, ale zaproszenie do pracy nad nagraniami wirtuoza gitary Earla Slicka oraz pianisty Roya Bittana, znanego jako Profesor było strzałem w dziesiątkę. Wspomniani muzycy dużo wnieśli do muzyki Bowiego. Partie gitarowe Slicka w kawałku „Stay” są uznawane przez fanów za jedne z najbardziej porywających fragmentów w dyskografii artysty. Roy Bittan, który na czas nagrywania „Station to Station” zrobił sobie wolne od gry w zespole Bruce’a Springsteena, również miał duży wkład w brzmienie albumu.

Station to Station

Utwór tytułowy rozpoczynający album został zainspirowany zarówno twórczością Jethro Tull, jak i dokonaniami krautrockowych grup Neu! i Kraftwerk . Jest on podzielony jest na dwie części. Powolna, pierwsza część zdominowana jest przez dźwięk nadjeżdżającego pociągu, marszowe partie pianina oraz ciężkie partie gitarowe Slicka. Śpiew Davida pojawia się dopiero po trzech i pół minutach, kiedy to piosenkarz przedstawia siebie jako Szczupłego, Białego Księcia (The Thin White Duke).

Druga część utworu to szybka, blues rockowa piosenka, w której artysta przybliża słuchaczom swoje najnowsze wcielenie. Tekst piosenki również robi wrażenie. Bowie odnosi się w „Station to Station” do kabały, kolekcji pornograficznych wierszy słynnego okultysty Aleistera Crowleya („white stains”) oraz przede wszystkim do chrześcijaństwa. Tytuł utworu „Station to Station” odnosi się do stacji drogi krzyżowej, przedstawiających historię śmierci Jezusa.

Telewizor pożerający Iggy’ego Popa

Cztery następujące po kawałku tytułowym numery to wyśmienite utwory, łączące w sobie elementy muzyki disco, funk, rock oraz soul. Najbardziej z nich wyróżnia się zdecydowanie optymistyczny kawałek „TVC15„, zainspirowany filmem „Człowiek, który spadł na Ziemię”. W filmie Nicolasa Roega jest  zapadająca w pamięć scena, gdy Thomas Newton siedzi naprzeciwko kilkunastu ustawionych jeden na drugim telewizorów. Najprawdopodobniej piosenkarz wciąż miał ten obraz w pamięci, gdy pisał piosenkę o tym jak telewizor pożera dziewczynę Iggy’ego Popa. Bez dwóch zdań płyta nie mogłaby się obejść bez utworu odnoszącego się w jakiś sposób do ciągłego oglądania starych filmów wojennych przez artystę w połowie lat 70. „TVC15” to przecież trafny, żartobliwy i jakże przebojowy komentarz do nałogu telewizyjnego, w który również popadł muzyk.

Panie, klękam i oferuję. Moje słowo na skrzydle

Soulowy numer „Word on a Wing” to natomiast kolejna piosenka, w której tekście muzyk odwołuje się do religii chrześcijańskiej. W refrenie pojawia się zwrot „Panie, klękam i oferuję. Moje słowo na skrzydle„, co po raz kolejny pokazuje, że David Bowie mimo zainteresowania okultyzmem i magią nigdy tak naprawdę nie gardził swoimi chrześcijańskimi korzeniami.

Golden Years

Golden Years” to z kolei romantyczny, funkowy numer poświęcony żonie artysty Angeli. Był to pierwszy kawałek nagrany na płytę i utwór promujący album. Singiel zawierający piosenki „Golden Years” i „Can You Hear Me” został wydany w listopadzie 1975 roku. Doszedł do pierwszej dziesiątki list przebojów w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Nie ma wątpliwości, że przebojowy numer „Golden Years” wywindował sprzedaż krążka „Station to Station” w USA. Album niedługo po premierze dotarł do 3. miejsca listy Billboardu. Zdumiewające jest to, biorąc pod uwagę jak popularnym artystą jest David Bowie, że była to najwyższa lokata albumu artysty na amerykańskiej liście przebojów aż do 2013 roku, kiedy to światło dzienne ujrzał rockowy album „The Next Day”.

Dziki jest wiatr

Album zamyka jedyna ballada na płycie „Wild Is the Wind”. Kawałek jest interpretacją napisanej do filmu „Wild Is the Wind” piosenki Dimitri Tiomkina i Neda Washingtona z 1957 roku. Z tym utworem zmierzyła się niegdyś jazzowa piosenkarka Nina Simone, jednak to wersja Davida Bowiego przeszła do historii jako najlepsze wykonanie tej piosenki. Śpiew artysty w „Wild Is the Wind” jest wśród krytyków uznawany za jedno z jego najlepszych wokalnych osiągnięć. Możliwe, iż inspiracją do zaśpiewania w ten sposób tego numeru były odwiedziny w studiu nagraniowym Franka Sinatry – jednego z najwybitniejszych piosenkarzy epoki Eisenhowera i Kennedy’ego.

Kolejny etap

Podczas pracy nad albumem „Station to Station” David Bowie o mało nie stracił życia. Wyniszczony używkami oraz mało kaloryczną dietą piosenkarz nie kontynuował później stylu życia, jaki prowadził w Los Angeles, a także artystycznej drogi obranej na płycie. Kolejnym przystankami w karierze artysty były nagrania z Iggym Popem oraz zimny, awangardowy krążek „Low”.

tv_bowie

powyżej: kadr z filmu „Człowiek, który spadł na Ziemię” Nicolasa Roega

Bowie_Victoria_Station

powyżej: jedno ze zdjęć artysty na stacji Victoria w Londynie z 1976 roku, autorstwa reportera NME. Więcej zdjęć tutaj.